Niech nie zmyli nikogo tytuł płyty. Jedna jedyna perfekcyjna rzecz jaką Keane opanowało w ciągu ostatnich dwóch lat, to wyciąganie wniosków. Pod presją mediów zrezygnowali oni ze swojej koronnej konkurencji (piano rock) i spróbowali zmusić swoich fanów do pójścia na parkiet. „Under The Iron Sea” wbrew wielu opiniom, był albumem dobrym, który mógł być niezłym wyznacznikiem dalszej kariery Keane i solidnym fundamentem ich nowego brzmienia. Do dziś pamiętam jak narzekałem na zbyt gładkie i grzeczne nuty poprzednika „Perfect Symmetry”. Szansa na zmianę była. Końcówka roku 2008 pokazała jednak, że dostałem od Keane ”kosza”, a piano rock traci powoli swojego czołowego przedstawiciela.

Berlin czy Paryż to idealne miejsce dla tak feelingowej grupy jak Keane. Na kilka miesięcy przed premierą można było wręcz śmiało przewidzieć, co wydarzy się na „Perfect Symmetry”, tym bardziej, że członkowie nie za chętnie udzielali wywiadów w tej sprawie.

Szybko wykreowaną teorie, równie szybko zburzyło nagranie „Spirraling”, wybrane na singiel promujący. Luzackie i radosne granie, zmieniło tylko producenta opakowań. Keane chętnie sięgnęli po syntezatory (zamiast moich wymarzonych gitar), zabawili się różnymi jego gadżetami i stworzyli jeden ze swoich najbardziej skocznych numerów. Szkoda, że to nagranie otwiera album, bo jest jak bomba z opóźnionym zapłonem … zapłonem, który nie wybuchnie już do końca w pełnym tego słowa znaczeniu. Nagrywając płytę ułożoną w bardziej dyskotekowe klocki, zespół był zobligowany napisać na nią dobre melodie. Niestety na tym polu zdecydowanie przegrywają z pokrewnymi sobie Coldplay, grupą, która też nie zamierza już być utożsamiana z piano rockiem i udaje jej się to doskonale już za pierwszym podejściem.

Wracając jednak do „Perfect Symmetry”. Smutno się robi, słysząc wymęczone melodie „Love Is The End” czy „Pretend That You’re Alone”. Chłopcy próbują podratować się też sporą dawką różnych aranżacyjnych smaczków (syntetyczne struny w „You Haven’t Told Me Anything”, full disco w „Again & Again”), ale koniec końców to tylko pogłębia wrażenie częściowego wypalenia.

Zgodnie z przesłaniem Monthy Pytona, teraz czas na ”bright sides of life”. Walorem tej produkcji jest ostateczne (mam nadzieję) wpisanie Keane do odpowiedniej przedziałki na sklepowych półkach. Nie ma piano rock, jednej z gorszych łatek, jaka mogła przylgnąć do zespołu próbującego w ciekawy sposób przedstawić swoją wizję muzyki popularnej. Keane to grupa popowa, która z rockiem ma naprawdę niewiele wspólnego. Fortepian nadal jest czołowym instrumentem (nagranie tytułowe, „Love Is The End”), ale na tej płycie uwagę przykuwają wszelkie elektroniczne anomalie. Najbardziej bawi „Playing Alone”, trochę w stylu U2, rozwija się bardzo powoli i nie wywołuje większego zainteresowania, aż do momentu gdy pojawia się prawdziwa gitara! Linia melodyjna zostaje podwojona, a zadziorna melodia łączy się z proroczym wersem „I’m going to turn up the volume”. Innym wyraźym momentem jest kompozycja „Better Than This”, mocno zakorzeniona w klimacie lat 80., z zabawnym piszczącym samplem i trochę … w stylu radośniejszego The Cure. Pozytywne wibracje odczuwam też przy kawałku tytułowym, ogniwie łączącym dwie ostatnie płyty Anglików (takie żywsze „A Bad Dream”).

„Perfect Symmetry” jest w porządku, choć z drugiej strony zawodzi na kilku płaszczyznach i ciężko mi jest ją gratyfikować. Najgorsze jest chyba to, że słysząc ją, nie czuję kolorów, chociaż relax jest wszechobecny. Pieprzenie o wyczuwaniu emocji w wokalu, graniu dla czystej radości i pięknym przesłaniu, mogę wsadzić między bajki. Myślę jednak, że dodatkową ”połówkę” mogę im przyznać za próbę eksperymentowania z muzyką, za zmianę kierunku podróży i za dawkę (mniejszą niż kiedyś, ale zawsze!) naprawdę krzepiących nagrania, głównie usytuowane w pierwszej części albumu – z wyjątkiem wspomnianego „Playing Alone”. Pozostaje mieć nadzieję, że jeśli podążą drogą wytyczoną przez „Perfect Symmetry”, będąc już bogatszymi o doświadczenia wyniesione z tej płyty, nagrają swoje nowe „Under The Iron Sea” i nie będę już musiał się odnosić do sentymentów, aby nie skreślać ich na swoim podwórku.

PS: Tom, Richard, Tim, pozdrowienia z szykującej się do jesieni Polski! W takim klimacie brzmicie najlepiej i da się zapomnieć o wszystkich waszych niedociągnięciach.

Zapraszamy także do sprawdzenia innych recenzji tego autora na blogu Małpowanie Z Muzyką.

4 odpowiedzi na „Keane – Perfect Symmetry.”

  1. A ja dodam od siebie, że całej płyty możecie posłuchać tutaj:
    http://www.lastfm.pl/music/keane/Perfect+Symmetry

    Tylko się spieszcie, bo tak nie będzie zawsze. :)

    Polubienie

  2. słabe, słabe nagrania

    Polubienie

  3. ciekawa płyta. jedna z lepszych z 2008. ocena troszkę za niska.

    Polubienie

  4. Bardzo proszę przed publikowaniem recenzji sprawdzić szczegóły w niej zawarte – jak np. tytuły piosenek (Playing Along a nie Paying Alone oraz Spiralling a nie Spirraling!!!) żeby dodać chociaż kszty profesjonalizmu. Mam wrażenie, że p. Paweł Soja jedynie „przeleciał” płytę nie próbując nawet poczuć jej klimatu i unikalnego brzmienia. Wydaje mi się również, że niewiele wie o całokształcie twórczości Keane. Proponuję zatem następnym razem wypowiadać się na bliższe panu tematy. Pozdrawiam.

    Polubienie

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.

ostatnio popularne