Maryla Rodowicz należy do tej grupy polskich przedstawicieli polskiej sceny muzycznej, których nie ruszy nawet koniec świata. Krawczyk, KOMBI, Bajm, Rodowicz i Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy – oni przetrwają o jeden dzień dłużej. Różnica jest jednak taka, że wokalistka mająca na swoim koncie taki hit jak „Małgośka”, trzyma pewien artystyczny poziom – zupełnie tak samo jak WOŚP, która zbiera co roku coraz więcej pieniędzy.
„Jest cudnie” to pierwszy studyjny album Rodowicz od 2005 roku, kiedy to ukazała się płyta zatytułowana „Kochać”. Całościowo utrzymany jest on w przyjemnym folkowo-popowym klimacie. Wypełniają go spokojne piosenki z często refleksyjnymi tekstami autorstwa m.in. Muńka Staszczyka (T-Love), Kayah i Kasi Nosowskiej. I to jest tak naprawdę największy problem pani Maryli – brak autorskich piosenek. Nie wiem z czego to wynika – z lenistwa czy nieumiejętności. Jest to jednak mankament, który dzieli Rodowicz od miana ‚artystki pełną gębą’.
Jest jednak jak jest i … jest cudnie. Muzyka Smolika (chyba jedynego producenta muzycznego w Polsce na światowym poziomie) wspaniale podkreśla charakter oraz nadaje odpowiedni wyraz każdej piosence, którą wyprodukował.
Może na krążku nie znajdziemy utworów na miarę hitu a’la „Małgośka” czy „Niech żyje bal”, które już pierwszymi taktami potrafią porwać publikę na każdym koncercie. Jest tu za to coś cenniejszego. Jest uczucie, refleksja, opis banalnych spraw i przeżyć. „Nocny sufit”, „Na odległość”, „Kiedy się dziwić przestanę” czy tytułowe „Jest cudnie” sprawiają, że tej wersji jednej z najpopularniejszych piosenkarek polskiej sceny muzycznej chce się słuchać.
Płyta w sam raz na wieczór przy lampce wina, spożywanej w ulubionym fotelu. Tylko nie uśnijcie, jak mi się to parę razy zdarzyło (i to bez owego wina).
Dodaj komentarz